poniedziałek, 2 marca 2015

"Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" ...udana premiera

fot. http://teatr.olsztyn.pl/
Sobotnia premiera spektaklu Sceny Margines Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie pt. "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" należy do udanych z kilku powodów. Pierwszy powód - i ten, o którym chcę powiedzieć, to wrażenia artystyczne. Spektakl wyreżyserowany przez Krzysztofa Popiołka na podstawie książki Swietłany Aleksijewicz to dość powściągliwa opowieść o kobietach podczas II wojny światowej pracujących dla Armii Czerwonej. Okropieństwa wojny pokazane przez zespół wywierają wrażenie, ale nie przytłaczają. Aktorki czasem bliskie są wyskoczenia z siebie, bałem się, że za chwilę coś gruchnie o scenę, ale oczywiście nie dały się ponieść. Grały. Oszczędna scenografia wymagała zamknięcia się w jej ramach, i to przyniosło spektaklowi więcej dobrego. Rozbudowana przestrzeń obligowałaby do bardziej zuchwałych wycieczek w stronę tekstu, rozciągałoby to w czasie całość. 

Przedstawienie miejscami wypada jak niewielkie przedsięwzięcie aktorów chcących odejść od codziennej siermięgi teatralnej (takowa też pewnie istnieje). Bardzo teatralny wydaje mi się magnetofon szpulowy, bieg kobiety 5 granej przez Milenę Gauer, który wygląda jak etiuda, bieg mający zmęczyć, wyrzucić z siebie złe. Muzyka wydaje się nieco z innej bajki, ale to może z kolei uniwersalizować całość.

Nie siląc się na jakąś recenzję, polecam. Czytelne, trzymające w fotelu. Bez wielkiego rozmachu, przyjacielskie takie. Znam was, będziecie zadowoleni.



1 komentarz:

  1. Czytałem książkę, widziałem migawkę tego spektaklu. Jak uda się go zobaczyć, to pewnie będę zadowolony. Na oko brzmi on jak "Miedzianka" Springera wystawianego przez aktorów z jeleniogórskiego Norwida, podobny sposób narracji.

    OdpowiedzUsuń